Maleństwo rośnie :) Gdy wcześniej chwaliłam się, że dzieciątko pali mi się w rękach, to teraz przy haftowaniu misia szło mi już bardziej opornie. Często musiałam zmieniać nitkę lub łączyć różne kolory, co spowolniało moją pracę. Chociaż wolę robić różnego koloru krzyżyki, niż jakbym miała robić backstitch. Miś w trakcie ubrania w krzyżyki :)
Ten już zwarty i gotowy na podboje, ucieszyłam się że w końcu go ukończyłam, zostały mi już tylko ręczniki i napis
Tak prezentuje się w całości, tak cieszyłam się że mało mi zostało, a to jednak tylko połowa za mną :)
Poczyniłam też zakupy, aby w końcu wrócić do decoupage, muszę tylko zwieść do domu z powrotem cały sprzęt, który wywiozłam w trakcie remontu i będę zaczynała pracę. Postanowiłam jednak, że najpierw skończę haft, bo on jest na wczoraj :)